Empatia może wypalać i przytłaczać – wywiad ze mną

„Empatia może wypalać i przytłaczać” to tytuł wywiadu, jaki przeprowadziła ze mną „Empatia może wypalać i przytłaczać” to tytuł wywiadu, jaki przeprowadziła ze mną Barbara Górnicka-Naszkiewicz do Magazynu Super Senior.

Choć empatia to wspaniała cecha i trudno sobie bez niej wyobrazić pomaganie innym, to może prowadzić do frustracji, wypalenia, przeciążenia emocjonalnego. Jak zachować zdrową równowagę pomiędzy opieką a zadbaniem o siebie? Jak współodczuwać bez szkodzenia sobie? O tym rozmawiam z Anną Darią Nowicką – socjologiem, trenerem oraz coachem, członkiem Polskiego Towarzystwa Komunikacji Medycznej.

W pracy z seniorami często mówi się o empatii. Co daje nam empatia?

Empatia to jedna z kluczowych zdobyczy ludzkości. Dzięki niej nie tylko potrafimy powstrzymać się przed krzywdzeniem innych, ale także budować relacje, okazywać sobie nawzajem troskę i nieść pomoc. Nie tylko bliskim, ale nawet zupełnie obcym ludziom. Empatia skłania nas do działań altruistycznych i dzielenia się z potrzebującymi.

Nawet, gdy druga osoba nie jest w stanie nam konkretnie pomóc, to już sam fakt, że empatycznie wysłucha, przynosi nam ulgę i redukuje stres. Dlatego właśnie empatyczna rozmowa ma taką moc!

Empatia jest jedną z umiejętności składających się na inteligencję emocjonalną.

W ramach empatii (gr. empátheia „cierpienie”) możemy wyróżnić:

– empatię emocjonalną, czyli współodczuwanie uczuć i emocji drugiej osoby (innymi słowy zdolność odczuwania stanów psychicznych innych ludzi)

– empatię poznawczą, czyli umiejętność rozumienia motywacji, planów i przekonań innych ludzi, spojrzenia z nich perspektywy.

Empatia pomaga nam przewidzieć oczekiwania, potrzeby i zachowania innych oraz adekwatnie na nie odpowiedzieć. Na tym właśnie polega tzw. responsywność, która jest jedną z kluczowych (obok komunikatywności) kompetencji psychospołecznych niezbędnych zwłaszcza w pracy lekarzy, pielęgniarek, opiekunów medycznych.

Także opiekując się dziećmi, seniorami czy innymi osobami potrzebującymi naszej troski i pomocy ważne jest, abyśmy reagowali w odpowiedni sposób i dawali tzw. „wsparcie oczekiwane”, a więc takie, które faktycznie najlepiej trafia w potrzeby drugiej osoby (a nie wsparcie, które tylko w naszym odczuciu jest przydane). Wiele konfliktów i żalów na linii dawca/opiekun – biorca/podopieczny bierze się właśnie stąd, że ta pomoc nie jest adekwatna. Przykładowo: gdy osoba chora czy starsza chciałaby, aby podczas odwiedzin bliski poświęcił czas przede wszystkim na rozmowę, a nie na sprzątanie…

Jakie zagrożenia mogą tkwić w empatii?

Zbyt duża empatia może powodować, że będziemy pomagać „z automatu”, jeszcze zanim upewnimy się, że ta osoba faktycznie oczekuje naszej pomocy. Każdy ma ograniczony czas, energię, uważność oraz inne zasoby, więc nie jest w stanie pomagać wszystkim. Warto więc przekierować naszą pomoc tam, gdzie naprawdę jest najbardziej użyteczna.

Jak mądrze powiedział psychoterapeuta dr Piotr Kiembłowski „W dawaniu dobra najważniejsze jest nieangażowanie się wobec osób, które tego nie potrzebują” („Dobroć”,  Poradnik Psychologiczny Tygodnika Polityka, Tom. 35, str. 28). Jeśli wkładamy wysiłek w pomoc i nie otrzymujemy docenienia ani wdzięczności lub co gorsza spotykamy się z niechętną reakcją, to może pojawić się w naszym sercu rozgoryczenie czy wręcz poczucie krzywdy. A to może zepsuć relacje lub zniechęcić nas do pomocy nawet wtedy, gdy powinniśmy okazać wsparcie.

Pomaganie wtedy, gdy nie jest potrzebne może spowodować nie tylko niewdzięczność czy wręcz irytację osoby, ku której jest kierowane. Co gorsza może być przez nią odebrane jako naruszanie jej granic, „wtrącanie się”, próba podporządkowania lub jako postrzeganie adresata pomocy jako osoby zbyt słabej, aby dała sobie sama radę.

To zaś podważa jej poczucie sprawstwa, kompetencji i kontroli, które są kluczowe dla utrzymania własnej wartości i wiary w siebie oraz inicjatywy i automotywacji. Zachęcanie drugiej osoby do aktywności i pokazywanie, że doceniamy jej wysiłki i wierzy w nią, zmniejsza też ryzyko wpadnięcia w marazm, wyuczoną bezradność, stany depresyjne. Podczas mojego szkolenia z komunikacji z pacjentem w Domu Seniora opiekunowie podkreślali, że ogromnym problemem jest, gdy podopieczni wpadają w tak dużą bierność i apatię, że nie chcą wykonywać sami czynności, które fizycznie bez problemu mogliby zrobić. Wtedy właśnie opiekunowie powinni jeszcze bardziej chwalić za nawet najdrobniejsze przejawy inicjatywy i samodzielności oraz motywować do podejmowania prób, gdy coś się nie udaje (np. mówić: Wiem, że Pani da radę/ Proszę spróbować jeszcze raz/ świetnie Panu idzie). Takie słowa są niezwykle spierające.

Dlatego tak ważne jest, aby opiekunowie starali się dawać podopiecznym możliwie dużą autonomię i wpływ na swoje życie oraz nie wyręczali z wykonywania tych czynności, które ktoś byłyby w stanie wykonać sam. Może mniej sprawnie i wolniej, ale samodzielnie!

W pomaganiu ważna jest jednak nie tylko empatia, ale także współczucie. Współczucie różni się od empatii, gdyż nie polega na „współodczuwaniu”, lecz kojarzy się z wrażliwością na czyjeś cierpienie, troską, odczuwaniem żalu, że tą osobę spotkało coś złego. Jak wyjaśnia Ryszarda Socha: „Dyskurs: empatia czy miłosierdzie, byłby czysto akademicki, gdyby nie badania nad aktywnością mózgu prowadzone przez Tanię Singer z Max Planck Intitute. Wykazały one, że każda z tych emocji uaktywnia inne jego obszary. Empatyzowanie z cierpiącymi uczestnicy eksperymentu opisywali jako doznanie nieprzyjemne i wyczerpujące. Współczucie nie niosło przykrych doznań – oznaczało ciepło, życzliwość, troskę oraz chęć poprawy losu cierpiących” („Miłosierdzie”,  Poradnik Psychologiczny Tygodnika Polityka, Tom. 35, str. 43).

Empatia może wypalać i przytłaczać. Wpędzać w nieadekwatnie duże poczucie obowiązku. Doprowadzać do tego, że pomagamy za wszelką cenę – nie mając wystarczających zasobów (np. zdrowia, umiejętności). Pomagając za dużo w stosunku do realnych możliwości możemy sobie tak zaszkodzić, że w rezultacie za jakiś czas sami będziemy potrzebować opieki i ogromnego wsparcia. Np. jeśli wpadniemy w depresję, stany lękowe czy uszkodzimy kręgosłup, podnosząc zbyt ciężką dla nas osobę.

Podczas prowadzonych przeze mnie szkoleń i indywidualnych sesji coachingowych wielokrotnie miałam do czynienia z osobami, które tak bardzo angażowały się pomoc i dbanie o innych, że ignorowały własne potrzeby, cele, a nawet zdrowie. W skrajnych przypadkach doprowadziło to do syndromu chronicznego zmęczenia, wypalenia, depresji, a nawet odejścia z zawodu. Byli to nie tylko moi klienci pracujący w zawodach pomocowych (lekarze, pielęgniarki, opiekunowie medyczni, pracownicy socjalni), ale także ludzie, którzy wypalili się w ramach pomagania swoim bliskim. Potem bardzo trudno było im odzyskać wewnętrzną równowagę, energię, chęć wspierania innych.

Osoba wypalona nie tylko przestaje być w stanie efektywnie wykonywać swoją pracę (czy działania pomocowe), ale traci empatię i życzliwość. Staje się niecierpliwa, drażliwa, oschła. Czasem wręcz cyniczna, złośliwa, pogardliwa. Łatwo irytuje się i wybucha. Może nawet obwiniać swoich podopiecznych lub pacjentów za to, że potrzebują wsparcia!… Pomoc wyświadczona przez osobę zgorzkniałą i pełną pretensji może być dla podopiecznego źródłem stresu, poczucia winy i poniżenia. Dlatego tak ważne jest, aby się nie wypalić i zadbać też o sobie.

Jak zatem zadbać o innych, nie szkodząc sobie?

Najważniejsze jest przyznanie sobie prawa do zadbania o siebie. Dla wielu moich klientów to było bardzo trudne i wymagało pracy z ich przekonaniami i wartościami. Przykładowo: gdy ktoś uważa, że zawsze ma obowiązek pomóc, ustąpić albo podporządkować się, to trudno mu będzie chronić siebie przed przesadnymi prośbami, oczekiwaniami czy wręcz roszczeniami ze strony innych. Podobnie – jeśli ktoś sądzi, że jego potrzeby, aspiracje czy zmęczenie są mniej ważne niż innych osób.

Niezwykle potrzebne jest nauczenie się otwartego mówienia o swoich własnych problemach, uczuciach, oczekiwaniach, celach. Warto nauczyć się asertywnego proszenia, odmawiania, stawiania granic. Bez manipulacji, niedopowiedzeń, liczenia, że inni sami się domyślą.

Należy wsłuchać się również w swoje własne potrzeby, a nie tylko potrzeby otoczenia. Zawsze będzie wokół nas więcej osób chcących coś od nas otrzymać niż my mamy możliwość dać bez szkody dla siebie. Warto w rozsądny sposób gospodarować naszą energią i mieć jasne priorytety, komu w pierwszej kolejności pomagamy.   

Przydatne jest sporządzenie listy osób, stowarzyszeń, instytucji, które mogą nam pomóc w zmierzeniu się z problemem czy wsparciu w części obowiązków (np. związanych z opieką). Nauczmy się otwartego proszenia o pomoc – zwłaszcza kiedy już nie dajemy rady lub wpadamy w wypalenie.

Pomocne jest korzystanie z grup wsparcia, psychoterapii, coachingu, treningu umiejętności psychospołecznych (np. asertywności, komunikacji, radzenia sobie ze stresem) czy choćby szczera rozmowa z przyjacielem o naszych lękach, dylematach, trudnych emocjach.

Jak nad tym pracować?

Jednym z ćwiczeń, do których zachęcam moich klientów na sesjach coachingu jest narysowanie tabeli z dwoma kolumnami. Najpierw proszę ich o wypisanie, do czego według nich mają prawo inni ludzie (ich bliscy, znajomi, współpracownicy) np. Ty masz prawo mieć zły nastrój/ być zmęczony/ potrzebować mojej pomocy/ nie potrafić czegoś zrobić. Zwykle piszą bardzo długą listę… Dopiero gdy skończą, proszę, aby przy każdym punkcie dopisali w kolumnie obok to samo prawo dla siebie – analogicznie: ja mam prawo mieć zły nastrój/ być zmęczony/ potrzebować pomocy/ nie potrafić czegoś zrobić.

Często niestety okazuje się, że opiekunowie nie potrafią sobie przyznać prawa do tego, do czego bez problemu dają prawo innym. Dotyczy to zwłaszcza właśnie osób bardzo empatycznych, altruistycznych, chętnie wspierających innych. Jak również ludzi nieasertywnych, nie chroniących własnych granic…

Pytam klientów, jak się z tym czują? Czy uważają, że to w porządku, że przyznają innym większe prawa w relacjach niż samym sobie? Czy to jest sprawiedliwe? Jakie widzą konsekwencje takiego podejścia? Następnie analizuję z klientem każde z tych praw i zastanawiamy się, co go blokuje, aby przyzwalać sobie na to, co innym.

Pracujemy nad taką zmianą przekonań i schematów działania, aby klient zachował te szlachetne cnoty jak życzliwość, altruizm, troska o innych, ale by równocześnie potrafił zadbać o sobie i zdrową równowagę między dawaniem, przyjmowaniem i zadbaniem również o własne potrzeby.

Na dłuższą metę to jest znacznie korzystniejsze nie tylko dla dawcy, ale także dla jego bliskich, gdyż znacząco zmniejsza ryzyko wypalenia emocjonalnego, konfliktów czy wzajemnych żalów.

Podsumowując, choć empatia wobec innych jest jednym z najwspanialszych przejawów człowieczeństwa, to musimy pamiętać, że potrzebne jest jej zdrowe dawkowanie – i to zarówno w długofalowym interesie dawcy, jak i obdarowanego.

Artykuł został opublikowany w Magazynie Super Senior